Gdy 28 sierpnia wjeżdżaliśmy do Uzbekistanu, na granicy witał nas napis: „Good luck”. Na długo zapamiętamy zatłoczone przejście graniczne, tłumy miejscowych obładowanych licznymi bagażami oraz wojsko strzegące potężnych wrót do uzbeckiej autonomicznej Republiki Karakałpackiej. Ten pustynny region położony jest nad wysychającym Morzem Aralskim. Katastrofa ekologiczna sprawiła, że woda cofnęła się o ponad 150 km od miasteczka Mujnak, które za czasów Związku Sowieckiego było największym ośrodkiem przemysłu konserw rybnych w regionie. W Karakałpacji, na obszarze stanowiącym połowę powierzchni Polski, mieszka jedynie ok. 1,2 mln osób. Jedną trzecią ludności republiki stanowią niezwykle gościnni Karakałpacy, niewielki naród pochodzenia tureckiego.
Gościnność Karakałpacji mieliśmy poznać 29 sierpnia. Dzień pierwszy to oczekiwania na granicy (4,5 godziny), było to najgorsze przejście graniczne na naszej trasie. Może dlatego, że nie było 24godzinne i nie było w pobliżu żadnej dużej miejscowości. Nie było jednak żadnych problemów z łapówkami, plakaty "stop korupcji" wywieszone były na budkach pograniczników. Wjechaliśmy całym kordonem, ok. 50 rajdowców. Biurokracja, stempelki, oświadczenia...
Uzbecy musieli się zdenerwować, oni musieli stać znacznie dłużej. Udało nam się wjechać z całą benzyną zatankowaną na Łukoilu pod Astrachaniem. Otworzyły się przed nami potężne wrota i wjechaliśmy (bez kontroli bagażnika i bagażnika dachowego). Kolejny skok w inną przestrzeń. Wyglądało to dosyć groźnie. Kilka kilometrów za granicą pierwszy postój i spisywanie przez służby. To codzienność policyjnego i autorytarnego państwa, jakim jest Uzbekistan (rankingi wolności politycznych i obywatelskich klasyfikują go na poziomie Korei Północnej i Białorusi, ranking FIFA natomiast wskazuje na przewagę tutejszego futbolu nad kopaczami nadwiślanymi). Przyzwyczailiśmy się do tego, częste kontrole, zeszyciki, spisywanie z paszportów. Służby raczej sympatyczne, sprawdzali nasze wizy (7 dniowa kosztowała nas 100 USD wraz z zaproszeniem, raczej bezproblemowo w porównaniu z cholernie drogim Kazachstanem, którego wizy rozważaliśmy aplikowanie przez Madryt, ostatecznie wraz z opłatą dla firmy pośredniczącej - za dwukrotną turystyczną do największego kraju Azji Środkowej zapłaciliśmy ponad 600 złotych na osobę).
Pieniądze. Niewymienialne za granicą sumy. 100 USD= 260 tys. sumów.
Siatki pieniędzy.
Etap miał być pustynny (Kyzył-kum to 10. największa pustynia na świecie) i kończyć się na parkingu pod cmentarzyskiem kutrów rybackich w Mujnak nad wyschniętym Morzem Aralskim. Organizatorzy zaproponowali trzy warianty trasy, zaryzykowaliśmy wariant średni. Ostatecznie zawróciliśmy, nadrobiliśmy kilometrów i okrężną drogą (ale drogą, nie pustynią) w środku nocy (zmieniając często kierowców) dojechaliśmy na parking w Mujnak.
To była dobra decyzja, nie eksploatowaliśmy zbytnio Skody. Węgierskie ekipy rozbijały się o rurociągi pustynne, zakopywały w piasku lub gubiły się w dwumetrowych trawach. Jedna Łada na tyle ucierpiała podczas odcinku pustynnego, że nie dojechała o własnych siłach do Taszkientu.
Mieliśmy cynka, że w Uzbekistanie może nie być benzyny (kryzys paliwowy). Jechaliśmy Skodą z napędem benzynowym i gazowym. Mieliśmy zapasy w kanistrach, ale niefortunnie zdecydowaliśmy się zatankować ostatnią kazachską benzynę. Błąd. Duży błąd, który odbił się na samochodzie już po zakończeniu rajdu, na trasie do Ałmaty, po zmieszaniu tej benzyny 80-oktanowej z prawidłową dla Skody 95tką. Dusił się, dławił, nie chciał ciągnąć. Już mieliśmy go rozbierać, wymieniać wszystkie filtry (ale jakie, które i w jaki sposób?), gdy zatrzymał się sympatyczny Kazach i powiedział: "Zła benzyna". Zmieniliśmy proporcje i pojechaliśmy. Niestety tankowanie to wywołało spustoszenie w mechanizmie mojego samochodu, co odbija się po powrocie do Gdańska.
Uzbekistan to jeden z najpiękniejszych, najbardziej atrakcyjnych i zdecydowanie najbardziej gościnny kraj, w jakim w życiu byłem. Pisze to po odwiedzeniu 45 krajów, mając w pamięci natarczywość mieszkańców Maroka. Polecam każdemu wyjazd do Uzbekistanu. Inny, piękny świat. Nieortodoksyjna wersja łagodnego islamu i niesamowicie gościnni mieszkańcy Karakałpacji. Enjoy !!! :)